skanowanie 3D

Pomiarowe trendy 2017

Wszystkie znaki na Ziemi i niebie wskazują, że rok 2017 przyniesie w technologiach pomiarowych kilka przełomów oraz wiele interesujących zmian i innowacji. Prezentujemy subiektywne zestawienie najciekawszych z nich.

1. Chmura ze słoika

Nie mamy wątpliwości, że największą ciekawostką sprzętową 2017 roku będzie skaner laserowy 3D Leica BLK360. To pierwsza na świecie tego typu konstrukcja, która przy rozmiarach litrowego słoika i masie niecałego kilograma jest pełnowartościowym skanerem przestrzennym. Instrument mierzy 360 000 punktów na sekundę, wykonuje tradycyjne zdjęcia panoramiczne w zakresie 360° i fotografie w podczerwieni, a realistyczny model pomieszczenia tworzy w niespełna 3 minuty.

O dziwo, producent wciąż nie podaje dokładności i zasięgu instrumentu. Te parametry zdecydują, do jakiego zakresu prac będzie się nadawał skaner Leica BLK360.

Do obsługi skanera Leica aplikację stworzyła firma Autodesk – ReCap 360 Mobile. Narzędzie to – instalowana na tablecie iPad Pro – pozwala nie tylko bezprzewodowo (przez Wi-Fi) sterować pracą skanera, ale głównym jego zadaniem jest obsługa chmur punktów. Oprogramowanie pozwala m.in. automatycznie łączyć skany wielostanowiskowe, zarządzać danymi i edytować je, generować realistyczne wizualizacje czy wirtualne spacery.

Można śmiało stwierdzić, że mini skaner Leiki i przygotowane do jego obsługi oprogramowanie Autodesku to odpowiedź na rynkowe potrzeby BIM-u – modelowania informacji o budynkach. W uproszczeniu zakłada ona tworzenia dokumentacji o obiektach w postaci modeli 3D i wykorzystywania ich do prac projektowych.

Na zakup skanera laserowego 3D Leica BLK360 trzeba przeznaczyć ok. 15 000 euro, a jego dystrybucja będzie prowadzona we ścisłej współpracy z firmą Autodesk. I choć instrument wejdzie do sprzedaży dopiero w marcu tego roku, to z kuluarów wiemy, że pod koniec 2016 r. na całym w świecie w kolejce po odbiór nowej zabawki czekało już blisko 100 przyszłych użytkowników.

2. Modelowanie 3D dla mas

Niejako uzupełnieniem możliwości wspomnianego powyżej lasera 3D Leica w marcu 2017 roku Microsoft ma udostępnić mobilną aplikację Capture 3D, która pozwoli w wyjątkowo prosty i szybki sposób generować modele 3D otaczających nas obiektów. Do ich stworzenia wystarczy smartfon z kamerą! Przy okazji Microsoft zaprezentuje zupełnie odmienioną wersję poczciwego Painta, która pozwoli na podstawową edycję takich modeli z komórki.

Na ile rozwiązania te będą proste w obsłudze, szybkie i dokładne, na razie trudno powiedzieć. Ale nawet jeśli nie okażą się rewolucyjne, to naszym zdaniem będą kamyczkiem, który tę rewolucję wywoła. Już teraz wiemy bowiem, że inni dostawcy oprogramowania pracują nad podobnymi aplikacjami. Przykładem jest Bentley Systems (znany np. z aplikacji MicroStation), który szykuje działające w chmurze oprogramowanie ContextCapture. Według zapewnień producenta aplikacja powinna w ekspresowym tempie generować modele 3D o inżynierskiej jakości. Niechybnie to sprawdzimy!

Nie możemy się także doczekać kolejnych wdrożeń technologii Google Tango, która pozwala pozyskiwać za pomocą smartfonów i tabletów gęstą chmurę punktów (szerzej o niej we wcześniejszym wpisie). Na razie ich liczba jest bardzo skromna, ale zapowiedzi producentów urządzeń mobilnych pozwalają przypuszczać, że w 2017 roku znacznie wzrośnie.

3. Skok w wirtualną rzeczywistość

Portale poświęcone nowinkom technologicznym coraz więcej miejsca poświęcają wirtualnej rzeczywistości (VR), do której możemy łatwo wskoczyć, zakładając specjalne gogle. Zapewne w tym roku będą one topowym prezentem na pierwszą komunię, wszak ich wybór jest spory, ceny przystępne, a doznania z użytkowania niezapomniane.

Co jednak ta zabawka ma wspólnego z technologiami pomiarowymi? Gogle VR same w sobie do pomiarów się nie nadają, choć teoretycznie mogłyby je wykonywać (mają sensor głębi), tyle że z kiepską dokładnością. Mimo to producenci sprzętu i oprogramowania pomiarowego patrzą na tę technologię z dużym zainteresowaniem. Przede wszystkim dlatego, że jest ona świetnym narzędziem do efektownej wizualizacji danych przestrzennych i interakcji z nimi. Polski oddział firmy Skanska chce np. od tego roku zacząć wykorzystywać wirtualną rzeczywistość do prezentowania klientom swoich inwestycji deweloperskich w formie modeli 3D.

 Tak dzięki VR ma w ocenie Trimble’a wyglądać praca inżyniera

Trwają także prace nad aplikacjami VR dla inżynierów. Na przykład architekt mógłby za ich pomocą wyświetlić sobie w szczerym polu swój projekt budynku, by upewnić się, że inwestycja ma „ręce i nogi”, bądź też porównać różne jej warianty. Specjalne aplikacje zasilone szczegółowymi modelami 3D mogłyby ponadto pomóc w inspekcjach złożonej infrastruktury – wskażemy palcem rurę, a przed oczami ukażą się nam jej szczegółowe parametry. VR mogłaby także rozwiązać wiele problemów z podziemnymi obiektami. Na przykład operator koparki mógłby założyć gogle VR i dzięki nim kopać tak, by nie trafić w pobliski gazociąg. Wszystkie tego typu aplikacje łączy jedno – wymagają zasilenia danymi przestrzennymi. Popularyzacja VR oznacza więc dla specjalistów od pomiarów pełne ręce roboty.

4. Od dronów się nie opędzisz

Według badania Instytutu Mikromakro w Polsce lata już 100 tys. bezzałogowych maszyn latających! Oczywiście zdecydowana większość to zabawki, ale profesjonalistów również przybywa. Już 3,6 tys. osób posiada specjalny certyfikat niezbędny do wykorzystania dronów w celach komercyjnych, a tylko między majem a listopadem wydano ich aż tysiąc! Cieszy, że ten szybko rosnący popyt zaspokajają również polscy producenci UAV.

Żeby nie być gołosłownym, wśród ciekawych bezzałogowych zapowiedzi na nowy rok można wymienić np. Dron Academy Software tworzone przez polską spółkę Dron Academy. Oprogramowanie ma generować ortofotomapy niemal w czasie rzeczywistym i wyświetlać je na pulpicie operatora.

 Oprogramowanie Drone Academy generuje ortofotomapę jeszcze w trakcie nalotu

Spodziewamy się, że w 2017 prezentowane będą nowe: sensory (coraz mniejsze, dokładniejsze i bardziej specjalistyczne), maszyny (coraz bardziej autonomiczne) i oprogramowanie (coraz szybciej generujące ortofotomapy czy chmury punktów). Nie mniej ważna będzie cena tych rozwiązań, która na pewno będzie spadać.

5. Galileo, czyli europejskie jest lepsze

15 grudnia 2016 roku uruchomiono pierwsze usługi europejskiego sytemu nawigacji satelitarnej Galileo. Na razie radość jest umiarkowana, bo wciąż zdecydowana większość odbiorników śledzi tylko amerykański GPS. Ale to właśnie w tym roku powinno zacząć się masowe wprowadzanie na rynek elektroniki kompatybilnej z Galileo. Co to oznacza dla jej użytkowników? Korzyści jest wiele.

Podstawowa to większa liczba satelitów nawigacyjnych, które może śledzić nasz odbiornik. Na razie w kosmosie jest 18 aparatów Galileo (z czego jeszcze nie wszystkie sprawne), co w Polsce przekłada się na maksymalnie 5 widocznych jednocześnie. Docelowo konstelacja będzie liczyć 30 satelitów. Przy łącznym wykorzystaniu GPS i Galileo oznacza to wreszcie możliwość wykonywania pomiarów w przyzwoitej dokładności w lesie, „miejskich kanionach” czy w górach.

Nawet jeśli będziemy korzystać tylko z Galileo, europejski system będzie nieco dokładniejszy od GPS-a, bo bazuje na nowszych rozwiązaniach technologicznych. Nie powinno to jednak dziwić, wszak amerykański system projektowany był jeszcze w latach 70., a budowa europejskiego rozpoczęła się na początku XXI wieku.

Galileo wyróżnia także bogata oferta różnorodnych usług: darmowej otwartej, bezpieczeństwa życia (oferującej informacje o ewentualnych awariach całego systemu lub poszczególnych satelitów), regulowanej publicznie (dającej upoważnionym służbom sygnały bardziej odporne na zakłócanie), komercyjnej (o znacznie lepszej dokładności, choć płatnej) oraz poszukiwawczo-ratunkowej (umożliwiającej przesłanie ratownikom swojej lokalizacji w dowolnym zakątku świata).

6. Centymetry dla każdego

Po latach teoretycznych rozważań i eksperymentów producenci podzespołów dla odbiorników satelitarnych (np. szwajcarski u-blox) wreszcie ruszają z masową produkcją płyt oferujących technologię RTK L1, które zapewne już w tym roku zaczną być montowane na większą skalę w odbiornikach.

 Czip szwajcarskiej firmy u-blox umożliwiający pracę w technologii RTK L1 (fot. u-blox)

Co kryje się pod tym skrótem? RTK to popularna szczególnie wśród geodetów technologia, która pozwala na satelitarny pomiar w czasie rzeczywistym z centymetrową dokładnością. Sęk w tym, że jej stosowanie wymaga posiadania dość drogiego odbiornika (koszt od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych) śledzącego minimum dwie częstotliwości (L1 i L2).

Tymczasem w przypadku RTK L1 możemy użyć znacznie tańszych (kosztujących nawet około tysiąca złotych) odbiorników jednoczęstotliwościowych. Ich ograniczeniem jest m.in. nieco niższa dokładność (około 10 cm), dłuższy czas inicjalizacji precyzyjnego pomiaru czy konieczność pracy w bliższej odległości od stacji referencyjnej. W wielu zastosowaniach kwestie te nie stanowią jednak większego problemu. Centymetrowa dokładność wreszcie staje się więc dostępna również dla użytkowników z chudszym portfelem.

7.  Solidny LiDAR

Już od pewnego czasu w świecie naukowym sporo mówi się o solid state LiDAR (na razie brak dobrego polskiego tłumaczenia tego terminu). W 2017 roku technologia ta wreszcie powinna trafić na rynek. Co to takiego?

Dziś LiDAR-y, czyli skanery laserowe, to stosunkowo drogie, duże i ciężkie instrumenty. To w dużej mierze konsekwencja tego, że składają się z wielu ruchomych części i układów optycznych. W instrumentach solid state LiDAR ich jednak nie uświadczymy, co ma doprowadzić do miniaturyzacji sprzętu oraz znacznego obniżenia ich ceny.

Jeden z producent skanerów – firma Velodyne, opracował już pierwsze układy scalone dla tego typu urządzeń, które zajmują raptem 4 mm kwadratowe i umożliwią budowanie podzespołów dla LiDAR-ów kosztujących raptem… 50 dolarów!

 Skanujący układ scalony zaprojektowany przez firmę Velodyne

Oczywiście, podkreślmy, że mówimy o podzespołach. Cały skaner będzie oczywiście większy i droższy, ale i tak powinien być wielokrotnie tańszy od instrumentów obecnie dostępnych w sprzedaży. Jesteśmy wielce ciekawi osiągów tych LiDAR-ów. Firma Velodyne twierdzi, że nasza ciekawość zostanie zaspokojona w 2017 roku.

8. Umierają „okienka”, niech żyje Android

To zadziwiające, jak długo w rejestratorach dla geodezji czy GIS-u funkcjonuje jeszcze archaiczny system Windows Mobile lub Windows Embedded. Ale jego dni są policzone! Skąd ta pewność? Już od kilku lat producenci systematycznie przerzucają się na Androida, bo daje użytkownikowi dużo większą swobodę pracy.

Gwoździem do trumny „okienek” będzie jednak udostępnienie pod koniec 2016 roku Androida w wersji Nougat, którą wyróżnia możliwość uzyskania dostępu nie tylko do wyliczonej przez ten system operacyjny pozycji użytkownika, ale także do surowych obserwacji GNSS.

Co to daje? Ogromne możliwości wspomagania pomiarów, np. poprzez uwzględnienie korekt czy też implementację algorytmów minimalizujących efekt wielodrożności. Nim jednak skorzystamy z tych zalet, deweloperzy muszą opracować specjalnie przystosowane do Nougata mobilne aplikacje pomiarowe. Z pewnością pierwsze z nich wejdą na rynek w 2017 roku i już nie możemy się doczekać, aż będziemy mogli je przetestować!

9. Małe jest piękne

Ręka do góry, kto z Czytelników kupił kiedyś zdjęcie satelitarne? Zapewne nikt i to wcale nie dlatego, że nie potrzebujemy tych danych, ale ponieważ są one za drogie. W 2017 roku powinno się to jednak diametralnie zmienić, a wszystko za sprawą wystrzeliwanych masowo mikro- i minisatelitów obserwacyjnych. Choć koszt ich budowy i wyniesienia jest wielokrotnie niższy niż w przypadku obecnie funkcjonujących dużych satelitów teledetekcyjnych, to te małe aparaciki są w stanie pozyskiwać niewiele gorsze dane. W oczywisty sposób przełoży się to więc na znacznie niższy koszt zobrazowań. Ponadto dzięki temu, że są na ogół pozyskiwane przez liczną konstelację, zdjęcia mogą być bardzo często odświeżane.

Na razie jedną z największych konstelacji minisatelitów jest Dove amerykańskiej firmy Planet (składa się już z ponad 100 aparatów). Oprócz tego powstaje kilka mniejszych systemów obserwacyjnych, np. SkyBox (kupiony przez Google’a) czy BlackSky. O tym, że tego typu biznesy mają sens, niech świadczy to, że własną tego typu konstelację chce mieć również firma DigitalGlobe, która swoją pozycję zbudowała na dostarczaniu danych z dużych i drogich satelitów.

10. Cyfrowy skok za unijną kasę

Zajrzyjmy na nasze, polskie podwórko. Tu także szykuje się sporo zmian, głównie za unijne pieniądze. Z opóźnieniem, ale jednak, w 2017 r. z kopyta ruszy wiele krajowych i regionalnych przedsięwzięć dotyczących cyfryzacji urzędowych danych, również przestrzennych. Stwarzają one realną szansę, że wreszcie pożegnamy się z analogowymi mapami geodezyjnymi i topograficznymi, a w ich miejsce dostaniemy nowoczesne, cyfrowe bazy dostępne łatwo i szybko przez internet. Uważnie warto obserwować choćby projekty Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii. W jego planach jest m.in. uruchomienie Geoportalu w wersji 3D oraz rozbudowanie Portalu PZGiK (internetowego sklepu z danymi przestrzennymi) o archiwalne zdjęcia lotnicze kraju.

 Tak będzie prezentować się Geoportal 3D

Które z powyższych propozycji najbardziej zmienią w przyszłym roku świat pomiarów? A może macie własne przewidywania? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Model 3D z telefonu – nie takie „raz, dwa, trzy”

Tworzenie modeli 3D za pomocą smartfona to wcale nie odległa przyszłość, ale rzeczywistość, czego dowodem jest darmowa mobilna aplikacja 123D Catch firmy Autodesk. Postanowiliśmy sprawdzić, ile jest warta.

Aplikacja Autodesk 123D Catch przeznaczona jest do generowania modeli 3D na podstawie wykonanych zdjęć obiektu. Czego spodziewaliśmy się po tym programie, przystępując do testu? Nazwa aplikacji podpowiada, że praca z nią jest łatwa i szybka. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że software jest całkowicie darmowy, mieliśmy obawy, iż będzie oferował tylko najbardziej podstawowe funkcje. Krótko mówiąc – umożliwi zabawę z modelami 3D, ale nic więcej. Po cichu liczyliśmy jednak, że skoro autorem 123D Catch jest Autodesk – najbardziej liczący się producent oprogramowania do modelowania na świecie – firma nie dopuści do wypuszczenia na rynek bubla.

Zanim zaczniesz fotografować, poznaj zasady

Aplikacja 123D Catch została przygotowana przez Autodesk praktycznie na wszystkie mobilne systemy operacyjne. Odpowiednią wersję oprogramowania można pobrać ze strony produktu. Tam też znajdziemy informacje o zasadzie działania aplikacji, podręcznik użytkownika, a także ciekawe obiekty zeskanowane przez użytkowników softu i udostępnione w chmurze Autodesku. Zanim jednak przejdziemy do modelowania, warto wiedzieć, jak działa to rozwiązanie, by nie popełnić błędów podczas wykonywania zdjęć.

Wykorzystana w 123D Catch metoda pomiaru wcale nie jest nowa. Już dawno temu zorientowano się bowiem, że posiadając dwa zdjęcia tego samego obiektu wykonane z różnych pozycji aparatu, można uzyskać trzeci wymiar. Wystarczy odrobina matematyki, tj. (w dużym uproszczeniu) wyliczenie, ile dany obiekt przesunął się pomiędzy dwiema scenami (im bliżej aparatu, tym relatywnie bardziej się przesunie).

Niestety, manualne wykonywanie takich pomiarów dla wielu punktów jest pracochłonne. Przełomem okazało się opracowanie specjalnych algorytmów semi global matching, które automatycznie wyszukują na dwóch zdjęciach odpowiadające sobie piksele i wykonują wszystkie kalkulacje niezbędne do opracowania modelu 3D.

Implementacja tej metody w oprogramowaniu ma jednak jedną zasadniczą wadę – wymaga dużej mocy obliczeniowej. To właśnie z tego powodu aplikacja 123D Catch zleca przetwarzanie danych chmurze. Procesorowi smartfona zajęłoby to bowiem dni albo nawet miesiące.

Jak po sznurku

Za pierwszy obiekt do pomiaru wybieramy bez większego zastanowienia lustrzankę cyfrową (akurat była pod ręką). Tuż po włączeniu 123D Catch naciskamy symbol „plusa”, by rozpocząć nowy projekt. Nim zaczniemy robić zdjęcia naszego testowego obiektu, aplikacja krótko instruuje nas, jak powinniśmy fotografować, by otrzymać poprawny model. Pozornie sprawa wydaje się prosta: co to za filozofia obfotografować coś ze wszystkich stron. Praktyka pokazuje jednak, że wymaga to pewnej wprawy.

Przechodzimy do zasadniczego etapu modelowania. W oknie aplikacji uruchamia się aparat fotograficzny i robimy z różnych stron zdjęcia naszej lustrzance. Łącznie wyszło ich 17. Po wykonaniu zdjęć program sugeruje, by przejrzeć wszystkie w poszukiwaniu źle wykonanych, np. rozmazanych czy nieostrych. To narzędzie mogłoby być lepiej pomyślane, bo w obecnej wersji wymaga wchodzenia z galerii oddzielnie do każdego zdjęcia. Co tu dużo mówić – mało komu będzie się to chciało robić. Łatwiej byłoby natomiast przeskakiwać między kolejnymi zdjęciami pociągnięciem palca. Co gorsza, autor aplikacji nie pomyślał o dodaniu opcji powiększania fotografii. Jak mamy bez niej stwierdzić, czy zdjęcie jest ostre?

No dobrze, przejrzeliśmy zdjęcia na tyle, na ile się dało, i wydaje się, że wszystko jest OK. Pora przetworzyć je do modelu 3D. Nie dzieje się to jednak w smartfonie czy tablecie, ale w „chmurze” Autodesku, musimy mieć więc dostęp do internetu. Jeśli go akurat nie mamy, nic nie szkodzi, wysyłkę plików można odłożyć na później. Po przesłaniu zdjęć „chmura” rozpoczyna ich obróbkę. Czekając na wynik, wyjaśnijmy krótko, jak to się dzieje, że ze zwykłych zdjęć uzyskujemy model 3D.

 Kolejne etapy tworzenia modelu 3D: wykonywanie zdjęć, weryfikacja, wysyłka do chmury oraz przetwarzanie

model_3d_1

Mamy model!

Niestety, nasza pierwsza próba okazała się nieudana – po około 20 minutach aplikacja poinformowała nas, że nie jest w stanie przetworzyć zdjęć. Nie zaskoczyło nas to jednak. Lustrzanka umieszczona była bowiem na serwecie, a tę podczas fotografowania przypadkiem lekko poruszyliśmy. To wystarczyło, by algorytm nie dał sobie rady z tym wyzwaniem.

Przy drugim podejściu rezygnujemy z serwetki. Przetwarzanie zdjęć trwa jednak zdecydowanie dłużej. Nieco irytujący robi się pasek pokazujący postęp prac, który ma się nijak do rzeczywistości. Na początku wydłuża się dość szybko, później coraz wolniej, a gdy dochodzi do końca, wyświetla się napis „Thinking some more”.

Cierpliwość się jednak opłaciła, bo po ponad 30 minutach otrzymaliśmy upragniony model. Możemy go wyświetlić zarówno w mobilnej aplikacji (wizualizacja działa na zasadzie streamingu, jest więc szybka i płynna, choć interfejs dotykowy czasem się zacina), jak i w desktopowej przeglądarce internetowej.

Na pierwszy rzut oka model aparatu prezentuje się ładnie, choć przy dokładniejszej analizie wychodzi sporo niedoróbek, w szczególności zlewanie się lustrzanki ze stołem. Nie jest wykluczone, że to efekt tego, że i stół, i aparat są czarne. Tak jak pisaliśmy wcześniej: wykorzystanie tego narzędzia wymaga nabrania doświadczenia.

Przedostatnim etapem pracy z 123D Catch jest zdefiniowanie ramki modelu (przycisk Frame). Na początku myśleliśmy, że funkcja ta przytnie nam model do określonego przez nas kwadratu. Byłoby to bardzo przydatne, bo oprócz samego aparatu nasz model zawiera dużo zbędnych śmieci. Niestety, okazuje się, że narzędzie to jest tylko po to, by przygotować obrazek ilustrujący nasz model. Zawód.

Ostatni etap pracy to wyeksportowanie modelu do galerii Autodesku. By to zrobić, należy założyć bezpłatne konto, co jednak nie wymaga zbyt dużo czasu. Nasz model może być publicznie widoczny, albo dostępny tylko dla nas.

 Model 3D lustrzanki (http://www.123dapp.com/catch/aparat/6331906)

model_3d_2

Moździerz, flaszka, dynia

Chcąc udoskonalić nasze umiejętności modelowania 3D, postanawiamy wygenerować model ceramicznego kolorowego moździerza. Tu jednak nie poszło już tak łatwo. Przetwarzanie trwa bowiem aż półtorej godziny! Co więcej, jego efekt jest daleki od oczekiwanego – fatalnie wyszło szczególnie wnętrze moździerza (fot. na dole po lewej). Można oczywiście powiedzieć, że załadowaliśmy niepoprawne zdjęcia. Próbujemy więc ponownie.

Tym razem jest zdecydowanie lepiej, ale wciąż daleko od spodziewanego efektu (fot. na dole po prawej). Może mamy zły aparat? Może robimy zdjęcia przy zbyt słabym oświetleniu? Może bryła moździerza jest zbyt skomplikowana? Może układ zdjęć jest zły? A może… program jest zły! Miał być intuicyjny i prosty w obsłudze, ale coraz mniej w to wierzymy!

 Wynik dwóch prób wykonania modelu 3D porcelanowego moździerza

model_3d_3

Nie poddajemy się i mierzymy dalej. Tym razem wybieramy butelkę po soku. Znów długo czekamy i znów wychodzi kiepsko – najgorzej odwzorowała się górna część butelki, gdzie nie było już soku. Wszystko oczywiście przez to, że jest przezroczysta. Ale z drugiej strony również dół nie wygląda najlepiej.

 Model 3D butelki po soku

model_3d_4

Bierzemy więc dynię, no i… jest sukces! Nawet ładnie się wymodelowała, więc można ją pokazać światu.

 Udany model 3D dyni (http://www.123dapp.com/catch/dynia/6343448)

model_3d_5

Co z tym fantem (dynią) zrobić?

Skoro otrzymaliśmy udany model, miło byłoby coś z nim praktycznego zrobić poza oglądaniem ze wszystkich stron. Sam serwis 123D Autodesku nie oferuje nic szczególnego poza jedną kluczową funkcją: eksportem modelu. Do wyboru mamy formaty OBJ, 3DP i STL.

Taki plik (w przypadku dyni ważący 90 MB) możemy zaimportować do jakiejś aplikacji do modelowania 3D. Jeśli chcemy coś darmowego, do wyboru mamy np. 123Design Autodesku. Tam możemy m.in. usunąć z naszego modelu śmieci i przygotować dynię do druku 3D. Ostrzegamy jednak, że sprawne działanie tego programu wymaga sporej mocy obliczeniowej.

Serwis 123d ma także funkcje społecznościowe, które pozwalają zarówno dzielić się naszym modelem, jak i oglądać i pobierać cudze. Tu możemy się przekonać, co modelują inni użytkownicy tej aplikacji. Na przykład: rzeźby, piłki, kotki, ciastka, roślinki, a nawet rozległe tereny (jak się domyślamy, takie modele powstały na bazie zdjęć wykonanych z powietrza). Patrząc na te modele (a jest ich łącznie ponad 12 tys.), dochodzimy do wniosku, że chyba inni mieli większe szczęście do tego programu.

Pokoju nie będzie

Na deser zdecydowaliśmy się na coś ambitniejszego, tj. wymodelowanie fragmentu pokoju. W tym przypadku przetwarzanie zdjęć trwało wyjątkowo długo – ponad 5 godzin (a wysłaliśmy tylko 22 fotografie). Efekt końcowy był zaś mało satysfakcjonujący.

 Model 3D fragmentu pokoju (http://www.123dapp.com/catch/my-room/6345250)

model_3d_6

Jak widać już na pierwszy rzut oka, fatalnie odwzorowały się ściany. Można to tłumaczyć tym, że są one jednolitego koloru, trudno więc algorytmowi przypisać piksele odpowiednim fragmentom pokoju. Ale z drugiej strony, dlaczego na modelu nie odwzorowały się lampy przymocowane do ściany? Zastanawia nas także, dlaczego przy modelowaniu lustrzanki algorytm nie miał problemów z jednolicie czarnym stolikiem?

Reszta modelu na pierwszy rzut oka wydaje się w porządku, ale im większe powiększenie, tym bardziej widać różnego rodzaju brzydkie błędy, np. krzywe książki.

Do poprawki!

Przynajmniej z dwóch powodów trudno obiektywnie ocenić nam ten program. Po pierwsze, „darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda”. Zawsze można powiedzieć, że skoro coś jest darmowe, to nie można oczekiwać „Bóg wie czego”. Pytanie, czy renomowana firma, jaką jest Autodesk, wypuszczając na masowy rynek niedorobiony produkt, nie szkodzi swojemu wizerunkowi. Po drugie, cały czas mamy obawy, że być może aplikacja działa poprawnie, a wina za porażki leży po naszej stronie. Komentarze użytkowników w serwisie Google Play pokazują jednak, że podobne problemy z tym softwarem są powszechne. Podsumujmy zatem mocne i słabe strony tego programu:

ZALETY

  • Darmowość
  • Intuicyjny interfejs obsługi
  • Przetwarzane zdjęć „w chmurze”, w tym nawet kilka projektów jednocześnie
  • Możliwość wizualizacji modelu 3D bezpośrednio w urządzeniu mobilnym
  • Możliwość eksportu modelu 3D do pliku
  • Funkcje społecznościowe

WADY

  • Bardzo długie oczekiwanie na przetworzenie modelu – minimum pół godziny
  • Częste problemy z poprawnym przetworzeniem
  • Topornie działający interfejs dotykowy przy wizualizacji 3D
  • Brak możliwości uruchomienia flesza w aparacie
  • Brak możliwości powiększania zdjęć przed przesłaniem do chmury
  • Brak narzędzi do podstawowej edycji modelu, choćby do wycięcia go z tła

Nasz wyrok: Pomysł na program jest genialny, ale aplikacja nadaje się do poprawki! Wprawdzie generowane przez nią modele są niemetryczne (nie można na nich wykonywać żadnych pomiarów), to gdyby działała poprawnie, miałaby wiele ciekawych zastosowań.

Mogłaby np. posłużyć do atrakcyjnej wizualizacji domu czy mieszkania oferowanego na sprzedaż czy wynajem. Z kolei po wymodelowaniu roślin można by łatwo zaprojektować sobie ogród. Model 3D pustego pokoju dałoby się natomiast wykorzystać do jego wirtualnego umeblowania. Niestety, wygląda na to, że Autodesk stracił zapał do rozwijania 123D Catch, bo nie aktualizuje programu już od roku.

Na szczęście udoskonalenie tego typu narzędzi jest tylko kwestią czasu. Udowodnił to Microsoft, który niedawno zaprezentował testową mobilną aplikację Capture 3D. Co tu dużo pisać, zobaczcie na filmie, jak działa.

Robi wrażenie! A dodajmy, że Microsoft pracuje również nad Paintem 3D, który pozwoli na prostą edycję modeli opracowanych przez Capture 3D. Jeśli te produkty będą działać tak, jak zapowiada producent, to mamy rewolucję, a jej początek nastąpi już wiosną 2017 roku. Czekamy z niecierpliwością.