odbiornik gps

Odbiornik GPS – jak szybko sprawdzić jego dokładność?

Jeśli wierzyć prospektom, dokładność prostego odbiornika GPS – turystycznego czy w smartfonie – wynosi 5-10 metrów. Jednak każdy, kto choćby pobieżne przyjrzał się funkcjonowaniu takiego sprzętu, szybko się zorientował, że błąd pomiaru nierzadko bywa wielokrotnie większy. Czy w takim razie producenci sprzętu nas oszukują?

Niekoniecznie. Rozbieżność między teorią a praktyką wynika, po pierwsze, z tego, że dokładność prezentowana w folderach jest przecież tylko pewnym wskaźnikiem statystycznym (jak mawia przysłowie – są trzy rodzaje prawdy: prawda, półprawda i statystyka). Krótko mówiąc, podawana przez producentów wartość dotyczy tylko pewnego poziomu prawdopodobieństwa.

Drugą przyczyną rozbieżności jest to, że deklarowana dokładność odbiornika wyznaczana jest w optymalnych warunkach pomiarowych, to znaczy przy bardzo dobrej widoczności nieba, z dala od przeszkód terenowych. A przecież w lesie, górach czy w gęstej zabudowie błąd pomiaru może nam urosnąć nawet ponad dziesięciokrotnie. Dlatego tak ważne jest, by samodzielnie sprawdzić dokładność swojego odbiornika. A – jak za chwilę udowodnimy – wcale nie jest to takie trudne.

Co będzie nam potrzebne?

Przede wszystkim oprogramowane, które umożliwi rejestrowanie punktów i linii w popularnych formatach, np. GPX i KML. Jeśli mamy profesjonalny odbiornik (np. klasy GIS lub geodezyjny), wbudowane aplikacje na pewno oferują taką opcję. Z dużym prawdopodobieństwem znajdziemy je także w odbiornikach turystycznych, np. marki Garmin.

Jeśli zaś chodzi o smartfony, do wyboru mamy multum aplikacji – zarówno płatnych, jak i bezpłatnych. Dla miłośników prostoty polecamy np. GPS Essentials, a preferującym „full-wypas” – OruxMaps lub Locus.

Przyda się także oprogramowanie desktopowe do wizualizacji pomiarów na tle zdjęć lotniczych i satelitarnych – np. Google Earth, choć polecamy coś bardziej profesjonalnego, np. darmowy QGIS, ArcGIS Explorer lub inne aplikacje GIS-owe. Dobrze, by program obsługiwał standard usług sieciowych WMS.

Do tego musimy znaleźć dobre miejsce (lub miejsca) testu. Najlepiej niech jedno ma bardzo dobrą widoczność nieba – może to być np. pole, łąka lub duży plac. Drugie niech będzie dla naszego odbiornika większym wyzwaniem. Może to być np. gęsty las czy okolice wysokich bloków. Ważne, żeby każdy z naszych punktów testowych był łatwo identyfikowalny zarówno w terenie, jak i na zdjęciu lotniczym lub satelitarnym. Dobrze nadają się do tego celu studzienki, załamania krawężników czy znaki poziome na drogach (np. zebra).

Po pierwsze, precyzja

Najpierw sprawdźmy precyzję odbiornika. Przypomnijmy, że to nie to samo, co dokładność. Weźmy np. łucznika. Jeśli wypuszczane przez niego strzały trafiają mniej więcej w to samo miejsce tarczy, ale nie w jej środek, wówczas powiemy, że łucznik jest precyzyjny, ale mało dokładny. Byśmy mogli go nazwać dokładnym, musiałby zawsze trafiać w „dziesiątkę”.

Sprawdzanie precyzji jest bardzo proste. Mierzymy współrzędne punktu, następnie odchodzimy od niego i po pewnym czasie wracamy. Wówczas w odbiorniku włączmy opcję pomiaru odległości do wcześniej zmierzonego punktu – często jest to dostępne w liście punktów, a w bardziej profesjonalnym sprzęcie pod hasłem „tyczenie” lub „nawigacja do punktu”. Teoretycznie nasz odbiornik powinien pokazać zero, z dużym prawdopodobieństwem będzie jednak inaczej.

Wszystkie 5 punktów zarejestrowano w tym samym miejscu w kilkugodzinnych odstępach (zrzut z aplikacji OruxMaps)

Zrzut z aplikacji OruxMaps, na którym pokazane są wyniki pomiarów tego samego punktów w kilkugodzinnych odstępach czasu

W teście tym zalecamy powrócić na pomierzony punkt dopiero po kilku godzinach. Jeśli pojawimy się na nim już po kilku minutach, układ satelitów nawigacyjny ulegnie tylko nieznacznym zmianom, odbiornik wskaże więc podobną wartość. Gdy wzajemne położenie satelitów znacznie się zmieni, z dużym prawdopodobieństwem „rozjadą” się także pomierzone współrzędne.

Przykład analizy precyzji w aplikacji OruxMaps. Choć wszystkie pięć punktów pomierzono w tym samym miejscu, to znajdują się od 7 do 22 metrów od nas

W aplikacji OruxMaps widać, że choć wszystkie pięć punktów pomierzono w tym samym miejscu, to znajdują się od 7 do 22 metrów od nas

Bardziej dociekliwym polecamy wykonanie wielu pomiarów w jednym punkcie, zapisanie ich, a następnie wyświetlenie ich w programie desktopowym celem przeprowadzenia bardziej wnikliwej analizy.

Po drugie, jazda z satelitą

Powoli zmierzamy w kierunku oceny dokładności. Na razie zróbmy to zgrubnie. Zobaczmy, jak nasz odbiornik zachowuje się w różnych warunkach pomiarowych. Ten test będzie szczególnie przydatny dla tych, którzy GPS-a używają do zbierania danych liniowych lub też po prostu do nawigacji. Wyznaczmy trasę przejazdu, która będzie biegła przez różnorodne tereny, najlepiej przez gęsto zabudowany (ciekawe wyniki wyjdą tuż przy wysokich budynkach), leśny (może być też park) oraz otwarty (np. rozległy plac lub pole). Interesującym urozmaiceniem może być wąwóz lub wąska dolina, choć zdajemy sobie sprawę, że w większości regionów Polski trudno o takie obiekty. Ciekawie będzie również, gdy zabierzemy ze sobą nie jeden, ale kilka odbiorników.

Przed pokonaniem trasy włączmy w naszym odbiorniku rejestrowanie śladu z najwyższą możliwą częstotliwością – w przypadku większości instrumentów będzie to 1 Hz, czyli jeden pomiar na sekundę, choć są i takie które potrafią mierzyć 100 razy szybciej. No i ruszamy w drogę. Zależnie od tego, na jaki sposób poruszania mamy ochotę, test ten możemy przeprowadzić przy okazji biegania lub jazdy rowerem bądź samochodem.

Po przebyciu trasy zgrywamy ślad na komputer i otwieramy go na tle zdjęć lotniczych lub satelitarnych. W większości odbiorników ślady rejestrowane są w formacie GPX. Pliki takie możemy otworzyć na przykład w popularnej aplikacji Google Earth. Teraz przeanalizujmy, jak bardzo nasz ślad lub ślady odbiegają od faktycznej trasy przejazdu.

Porównanie śladu z odbiornika GPS (kolor czerwony) z rzeczywistą trasą spaceru (zielony). Choć trasa wiedzie przez niską zabudowę, błędy pomiaru przekraczają nawet 50 m.

Porównanie śladu z odbiornika GPS (kolor czerwony) z rzeczywistą trasą spaceru (zielony)

Rozbieżności oceńmy nie tylko wizualnie, ale także za pomocą narzędzia do mierzenia odległości. Zapewne okaże się, że na terenie otwartym ślad dość dobrze „trzyma się” naszej trasy. W lesie będzie nieco gorzej, a największy błąd pomiaru wyjdzie zapewne w „miejskiej dżungli”.

Ciekawym eksperymentem może okazać się porównanie długości obu tras. Długość śladu z pliku GPX możemy odczytać np. w Google Earth, klikając w górnym menu Edycja > Pokaż profil wysokości względnej.

Rzeczywistą długość trasy najwygodniej wyliczymy z kolei w jednym z wielu dostępnych w internecie serwisów mapowych. Problem może być natomiast wtedy, gdy poruszaliśmy się po ścieżkach niezaznaczonych na mapach. Wówczas na podkładzie zdjęć satelitarnych możemy ręcznie przeklinać naszą trasę – opcja taka dostępna jest w Google Earth, a od niedawna także w Google Maps (klikamy prawym przyciskiem w dowolne miejsca mapy, a następnie wybieramy opcję Zmierz odległość).

Po trzecie, dokładność

Powyższy test pozwala poznać tylko orientacyjną dokładność. Jeśli chcemy przekonać się, na co naprawdę stać nasz odbiornik, musimy wykonać pomiar w punkcie o znanych współrzędnych. I tu zaczynają się schody. Skąd mamy wiedzieć, jakie są poprawne współrzędne naszych punktów testowych? Najłatwiejszym rozwiązaniem będzie skorzystanie ze zdjęć lotniczych lub satelitarnych przetworzonych do postaci ortofotomapy.

Znów możemy tu użyć Google Earth. Ale uwaga! Zdjęcia w tej aplikacji może i mają niezłą rozdzielczość, ale nic nie wiemy o ich dokładności. Inaczej jest w przypadku danych urzędowych, których specyfikację możemy znaleźć choćby w warunkach przetargu. Na potrzeby naszego testu polecamy skorzystać z ortofotomapy wykonanej w ramach projektu ISOK i dostępnej przez usługę sieciową WMS serwisu Geoportal.gov.pl (http://mapy.geoportal.gov.pl/wss/service/img/guest/ORTO/MapServer/WMSServer). Zgodnie z wymaganiami zamawiającego opracowanie to ma rozdzielczość 10 cm i niewiele gorszą dokładność, a więc do testu odbiornika wystarczy. Należy jednak zaznaczyć, że ortofotomapa ta dostępna jest tylko dla 203 miast powyżej 50 tys. mieszkańców.

Fragment ortofotomapy z Geoportal.gov.pl

Fragment ortofotomapy z Geoportal.gov.pl

Zacznijmy test. Udajmy się w nasze punkty testowe i zmierzmy ich współrzędne. Następnie zgrajmy je do GIS-owego programu desktopowego (QGIS, ArcGIS Explorer lub jeszcze innego), a jako podkład załadujmy usługę WMS z projektu ISOK. Teraz wystarczy już tylko za pomocą miarki zmierzyć odległość między punktem pomierzonym w terenie a jego pozycją na ortofotomapie. Czynność tę możemy zrobić również w terenie – wiele mobilnych aplikacji, w tym OruxMaps czy Locus, oferuje bowiem wyświetlanie naszej pozycji na tle warstw WMS.

Żółta linia pokazuje odcinek łączący punkt testowy (koniec „zebry”) z punktem wyznaczonym przez odbiornik („Test”). Jego długość to 1,3 m (lewy dolny róg), czyli całkiem nieźle!

Żółta linia pokazuje odcinek łączący punkt testowy (koniec „zebry”) z punktem wyznaczonym przez odbiornik („Test”)

Zaprawiony w boju geodeta z pewnością uznałby powyższą metodę za niewystarczającą. Dla satelitarnych hardcore’ów polecamy więc skorzystanie z osnowy, która powinna mieć dokładność znacznie lepszą niż ortofotomapa ISOK („powinna”, bo w praktyce bywa z tym różnie). Będzie to od nas wymagało jednak nieco samozaparcia. Musimy się bowiem udać do najbliższego starostwa, do ośrodka dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Tam grzecznie prosimy o dokumentację punktu osnowy, która będzie zawierała m.in. jego dokładne współrzędne oraz opis, który pomoże nam w terenie odnaleźć punkt. Upewnijmy się jednak, czy jest on łatwo dostępny. Niestety, za dokument ten urząd pobierze od nas stosowną opłatę.

Przykładowy opis punktu osnowy pochodzący z systemu informacji przestrzennej Piotrkowa Trybunalskiego

Przykładowy opis topograficzny punktu osnowy

Gdy już mamy współrzędne punktu, tworzymy na ich podstawie punkt w naszej aplikacji polowej odnajdujemy w terenie osnowę i sprawdzamy różnicę położenia.

Punkt osnowy geodezyjnej II klasy na Połoninie Caryńskiej w Bieszczadach, fot. Wikipedia/Ented

Punkt osnowy geodezyjnej II klasy na Połoninie Caryńskiej w Bieszczadach

Wyzwaniem może okazać się konieczność pracy w krajowych układach współrzędnych – problem można jednak rozwiązać przeliczając je na długość i szerokość geograficzną w takich programach, jak Asystent Geodety czy geoGPS (oba są płatne, ale oferują darmowe wersje testowe).

Całego tego urzędniczego zachodu można sobie darować, nomen omen, za Zachodzie. Na przykład w Niemczech od kilku lat systematycznie w centrach miast rozmieszczane są tzw. punkty referencyjne. Jako że wyryto na nich dokładne współrzędne, każdy przechodzień może sobie łatwo sprawdzić dokładność swojego odbiornika.

 Punkt referencyjny GPS w Stuttgarcie, fot. Urząd Miejski w Stuttgarcie

Punkt referencyjny GPS w Stuttgarcie

Punkt referencyjny GPS w Bremie, fot. Urząd Miejski w Bremie

Punkt referencyjny GPS w Bremie

U nas takich obiektów jest tyle, co kot napłakał. Mamy kilka pomników na cześć południków, np. w Stargardzie Szczecińskim (15°E), choć ponoć umieszczono go z błędem aż 220 m! Z kolei w Krakowie pewien ochotnik utrwalił w terenie miejsce przecięcia południka 20°E i równoleżnika 50°N. Dokładne współrzędne wyryto także na pomniku środka powiatu drawskiego.

Po czwarte, wysokość

Nawet jeśli nasz odbiornik nieźle przeszedł poprzedni test, to z mierzeniem wysokości może mu już nie pójść tak dobrze. Wszystko przez to, że systemy nawigacji satelitarnej z zasady lepiej radzą sobie w poziomie niż w pionie. Jeśli spojrzeć na broszury niektórych produktów, okaże się, że ta różnica jest z reguły dwukrotna. Ale i z tym zadaniem jakoś sobie poradzimy.

Do tego celu, podobnie jak w poprzednim teście, będziemy potrzebowali danych referencyjnych. Dobrze sprawdzi się mapa topograficzna dostępna np. na Geoportal.gov.pl (zakładka Archiwalne mapy rastrowe). Szukamy na niej w naszej okolicy opisanych punktów wysokościowych. Potem po prostu udajemy się w to miejsce i sprawdzamy, co pokazuje nasz odbiornik. Oprócz punktów wysokościowych z powodzeniem można wykorzystać także poziomice. Pewnym ułatwieniem może być załadowanie map topograficznych do naszego odbiornika – czy to w formie pliku rastrowego czy usługi WMS (http://mapy.geoportal.gov.pl/wss/service/img/guest/TOPO/MapServer/WMSServer). Wtedy mamy pewność, że stoimy na właściwym punkcie lub poziomicy oraz możemy łatwo wytypować miejsce kolejnego testu.

Choć trasa spaceru wiodła przez teren płaski jak deska, GPS twierdzi, że pokonaliśmy pagórek o wysokości ponad 20 metrów. Winny tego błędu jest zapewne las

Kontrola dokładności wyznaczania wysokości przez odbiornik GPS

Mierząc wysokość GPS-em, może się okazać, że większość pomiarów odstaje o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt metrów od rzeczywistości. Wyjaśnienie tego zjawiska nie musi wcale tkwić w błędnym działaniu odbiornika, ale w geodezji wyższej. Surowy pomiar satelitarny odnosi się bowiem do elipsoidy, czyli pewnego uproszczenia kształtu Ziemi. Tymczasem, jeśli chcemy dokładnie wyznaczyć wysokość, pomiary należy odnieść do geoidy. Różnica między elipsoidą a geoidą wynosi nawet ponad 100 metrów, a na terenie Polski – od blisko 30 do ponad 40 metrów. Taka jest też rozbieżność między pomiarem wysokości względem elipsoidy i geoidy. W profesjonalnych odbiornikach problem ten rozwiązuje się poprzez załadowanie modelu geoidy.

Program LocusMap wskazuje wysokość 142 m, tymczasem w rzeczywistości powinno być 108,4 m n.p.m. Czyli w tym przypadku mamy do czynienia z elipsoidą. Ale w tym samym punkcie program OruxMaps zainstalowany na tym samym odbiorniku pokazał 112 m – czyli tu mamy geoidę.

Rozbieżności w wysokościach wynikające z różnych powierzchni odniesienia (elipsoida, geoida)

W amatorskim sprzęcie sprawa się komplikuje, bo producent rzadko podaje, jak mierzona jest wysokość. Jeśli jednak w testach wyjdzie nam, że stosowana jest elipsoida, nie pozostaje nic innego, jak odjąć od pomierzonej wysokości wartość z tej mapy.

Tańcząc z DOP-ami

Jeśli chcecie jeszcze bardziej wkręcić się w satelitarne testy, polecamy pobawić się narzędziami do planowania pomiarów. W sieci dostępny jest np. GNSS Online Planning. W formularzu określamy nasze współrzędne, wysokość, datę oraz tzw. maskę (cutoff), czyli stopień widoczności nieba, a w następnej zakładce wybieramy systemy nawigacji, które obsługuje nasz odbiornik. Teraz możemy zobaczyć liczbę satelitów dostępnych dla naszego odbiornika – warto zwrócić uwagę, jak bardzo wartość ta może wahać się w ciągu doby. Przypomnijmy, że aby wyznaczyć pozycję, odbiornik musi „widzieć” minimum 4 aparaty.

Kolejny wykres prezentuje współczynniki DOP opisujące wpływ geometrii konstelacji satelitów na dokładność pomiaru: pozycji 3D (PDOP), współrzędnych płaskich (HDOP), wysokości (HDOP) i czasu (TDOP). Im wyższy DOP, tym dokładność będzie niższa. Generalnie przyjęło się, że przy pomiarach wymagających wyższej dokładności nie powinno się pracować z PDOP > 6.

Ale po co w ogóle te wykresy w naszych testach? Ano, dzięki nim możemy stwierdzić, kiedy panują najkorzystniejsze i najgorsze warunki do pomiarów satelitarnych. My polecamy przeprowadzić test w tym drugim przypadku. Wtedy zobaczymy, jak nasz odbiornik radzi sobie, gdy gorzej już być nie może. Oczywiście, można też zrobić na odwrót. Dowiemy się wówczas, ile można maksymalnie wycisnąć z naszego sprzętu.

Wykres przedstawiający liczbę widocznych satelitów nad Warszawą w ciągu jednej doby oraz prognozowane wskaźniki DOP

Wykres przedstawiający liczbę widocznych satelitów nad Warszawą w ciągu jednej doby oraz prognozowane wskaźniki DOP

Powyżej zaproponowaliśmy tylko podstawowe testy. Przy odrobinie inwencji można wymyślić jeszcze wiele innych doświadczeń sprawdzających działanie odbiornika satelitarnego. Odporność na zakłócenia, porównanie pomiarów GPS oraz GPS + GLONASS, sprawdzanie czasu inicjalizacji itd. Ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia. Zachęcamy więc do eksperymentów i dzielenia się w komentarzach swoimi doświadczeniami!

Opłaty za ASG-EUPOS – wyjaśniamy krok po kroku

Już w 2008 roku, gdy uruchamiano państwową Aktywną Sieć Geodezyjną, urzędnicy nie pozostawiali wątpliwości – prędzej czy później korzystanie z niej będzie płatne. To „prędzej czy później” trwało aż 6 lat, do 12 lipca br. W tym czasie tysiące użytkowników ASG-EUPOS przyzwyczaiło się do darmowych poprawek.

Na jakiej podstawie wprowadzono więc opłaty za ASG-EUPOS? Pretekstem do tej kontrowersyjnej zmiany jest nowelizacja Prawa geodezyjnego i kartograficznego, którą wymusił zeszłoroczny wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa weszła w życie 12 lipca br. Szczegóły odpłatności za ASG-EUPOS, w tym ceny, znajdziemy w załączniku do tego aktu, o czym bardziej szczegółowo za chwilę.

Ale najpierw przypomnijmy, jakie serwisy oferuje ASG-EUPOS

Zdecydowanie najpopularniejszą usługą jest NAWGEO. Korzystanie z niej wymaga dwuczęstotliwościowych odbiorników i zapewnia dokładność pomiaru w okolicach 3 cm w poziomie i 5 cm w pionie. Korekty mogą wyliczane na podstawie jednej stacji referencyjnej – wówczas mówimy o technologii RTK. Gdy bazują na obserwacjach z kilku stacji, mamy rozwiązanie RTN. Jak zapewne podpowiada już sama intuicja, RTN powinno być lepsze od RTK, szczególnie przy pomiarach w większej odległości od stacji referencyjnej. W praktyce różnie z tym jednak bywa, ale to już temat na inny artykuł.

Poprawki z ASG-EUPOS wykorzystywane w pomiarach geodezyjnych ruchomym odbiornikiem RTK

Osoby wymagające wyższej dokładności (rzędu pojedynczych centymetrów lub nawet milimetrów) korzystają z POZGEO, usługi przeznaczonej do pomiarów statycznych. Wygenerowany przez odbiornik plik z obserwacjami satelitów wysyłany jest do ASG-EUPOS i automatycznie przetwarzany, po czym użytkownik otrzymuje raport z gotowymi współrzędnymi pomierzonych punktów.

Dla bardziej zaawansowanych przygotowano usługę POZGEO D. W tym przypadku to użytkownik, a nie ASG-EUPOS, przelicza wyniki swoich pomiarów. System dostarcza tylko surowe dane obserwacyjne ze stacji referencyjnych. Na marginesie dodajmy, że mogą to być dane albo dla fizycznie istniejących stacji, albo tzw. stacji wirtualnych (VRS), wirtualnie wygenerowanych w pobliżu miejsca naszego pomiaru.

Pewną odmianą tej usługi był serwis POZGEO DF. Wyróżniała go możliwość pobrania danych obserwacyjnych bezpośrednio z serwera FTP. Co istotne, wraz z wprowadzeniem opłat za ASG-EUPOS usługa ta zostaje wyłączona. To jedyna istotna techniczna zmiana w funkcjonowaniu systemu od 12 lipca.

Zestaw do pomiarów satelitarnych w trybie statycznym

Dla wymagających niższych dokładności, na przykład na potrzeby GIS-u, przygotowano usługi NAWGIS i KODGIS działające w technologii DGPS. Do korzystania z nich wymagany jest jedynie odbiornik jednoczęstotliwościowy. Pierwsza usługa oferuje dokładność pomiaru na poziomie około 3 m. W przypadku KODGIS, dzięki dwustronnej komunikacji odbiornika z ASG-EUPOS, dokładność wzrasta natomiast nawet do 25 cm.

Typowy odbiornik satelitarny przeznaczony do pomiarów GIS

Dokładność kosztuje

Najwięcej, bo 1,5 tys. zł rocznie, zapłacimy za poprawki RTN. Abonamenty na krótsze okresy będą nominalnie tańsze, ale relatywnie droższe. I tak, półroczny kosztuje 810 zł (co daje 1620 zł/rok), miesięczny 180 zł (2160 zł/rok), a tygodniowy 54 zł (2800 zł/rok).

W ramach pojedynczego abonamentu możemy korzystać z poprawek w całym kraju niezależnie od tego, czy będą one wyliczone tylko dla systemu GPS czy także GLONASS (przypomnijmy że dwusystemowe poprawki dostępne są na razie w tzw. podsieciach: mazowieckiej, śląsko-małopolskiej oraz od niedawna także pomorskiej). Pojedynczy abonament nie ogranicza nas również w kwestii formatów korekt.

Podkreślmy, że choć RTN jest najdroższą opcją, wcale nie oznacza to, że po jej wykupieniu mamy zapewniony dostęp do tańszych poprawek RTK czy DGPS. To o tyle ważne, że rozwiązania RTK są wprawdzie nieco mniej dokładne, ale za to na ogół okazują się mniej podatne na usterki techniczne ASG-EUPOS. W praktyce wielu użytkowników usługi NAWGEO najczęściej korzystało z korekt RTN, a w przypadku problemów z dostępem do nich przełączało się na RTK. Teraz za taki komfort niestety trzeba dodatkowo płacić. Ile?

700 zł za rok lub 378 zł za pół roku (w przeliczeniu na rok daje to 756 zł), 84 zł za miesiąc (1008 zł/rok) i 25,20 zł za tydzień (1310,40 zł/rok). W tej cenie mamy dostęp do poprawek obliczanych na jednej ze stacji referencyjnych ASG-EUPOS.

Nie oznacza to jednak, że przy kupowaniu abonamentu musimy z góry wskazać, z jakiej stacji będziemy korzystać przez najbliższy rok. W ramach pojedynczej opłaty w jednym dniu możemy na przykład pracować na korektach ze stacji w Krakowie, a następnego dnia – ze stacji gdańskiej. Wszystko to bez konieczności załatwiania dodatkowych formalności. Na cenę nie ma wpływu także to, czy stacja obsługuje jedynie system GPS czy także GLONASS.

Najmniej zapłacimy za usługi GIS-owe. Roczny dostęp do korekt DGPS kosztuje 300 zł lub 162 zł za pół roku (w przeliczeniu na rok 324 zł), 36 zł za miesiąc (432 zł/rok) i 10,80 zł za tydzień (561,60 zł/rok). W ramach jednego abonamentu można korzystać zarówno z usługi NAWGIS, jak i dokładniejszej KODGIS.

W przypadku RTN, RTK oraz DGPS pojedynczy abonament nie jest przypisany do konkretnego odbiornika. Oznacza to, że jeżeli dana firma czy instytucja ma – załóżmy – 3 odbiorniki, to w ramach jednej opłaty może korzystać z ASG-EUPOS na wszystkich swoich instrumentach, ale – uwaga – nigdy jednocześnie!

W przypadku POZGEO opłata będzie zależna od liczby punktów, dla których ASG-EUPOS wykona obliczenia. I tak, jeśli wyślemy do systemu obserwacje tylko dla jednego punktu, to zapłacimy 5 zł. Ale na im więcej punktów będzie opiewało nasze zamówienie, tym niższa będzie cena jednostkowa. Powyżej 10 pkt zapłacimy 3,50 zł/pkt, a powyżej 100 – już tylko 1,50 zł/pkt. Tak więc np. przy 50 punktach kupionych „hurtem” oszczędzamy 60 zł, przy 100 pkt – 135 zł, 200 pkt – 485 zł, itd.

W POZGEO D mamy do wyboru dwie formy płatności. W pierwszym przypadku ostateczna kwota zależna będzie od liczby stacji referencyjnych (dotyczy to również stacji wirtualnych, czyli VRS), dla których pobieramy obserwacje, oraz długości tychże obserwacji. Tu znów, podobnie jak w POZGEO, obowiązuje zasada, że w „hurcie” jest taniej (patrz tabela).

Druga opcja to abonament. Za rok dostępu do danych odnoszących się do fizycznych stacji referencyjnych zapłacimy 1000 zł, a w przypadku wirtualnych stacji referencyjnych – 1200 zł. W obu przypadkach nie można jednak przekroczyć limitu 3 tys. godzin obserwacji. Podobnie jak w przypadku korekt RTK, RTN oraz DGPS można również wykupić abonament półroczny, miesięczny lub tygodniowy, choć oczywiście im dłuższy, tym każdy dzień pomiaru jest tańszy.

Cennik dostępu do serwisów ASG-EUPOS

Krok po kroku do korekt

Błyskawiczna popularyzacja handlu w internecie przyzwyczaiła nas do tego, że od wejścia na stronę sklepu do sfinalizowania zamówienia mijają góra dwie minuty. Niestety, w przypadku ASG-EUPOS musimy odłożyć na bok przyzwyczajenia i przynajmniej z kilkudniowym wyprzedzeniem planować, jakie usługi systemu będą nam potrzebne. W największym skrócie obowiązuje zasada: najpierw login, formularz zamówienia i opłata, a później dane.

Tak więc pierwszym krokiem jest założenie konta, co należy uczynić na stronie systemu. Co ważne, czeka nas to nawet wtedy, jeśli już to zrobiliśmy za czasów bezpłatności ASG-EUPOS. Po wypełnieniu swoich danych, czekamy na aktywację konta przez administratorów systemu.

Krok drugi to „papierkologia”. Wypełniamy stosowny wniosek (dla NAWGIS, NAWGEO, KODGIS i abonamentu POZGEO D do rozporządzenia ws. udostępniania…, dla POZGEO i POZGEO D). Wpisujemy w nim swoje dane oraz zamawiane usługi, podpisujemy i wysyłamy do Centralnego Ośrodka Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Warszawie (CODGiK).

W jednym wniosku możemy zamówić kilka różnych usług jednocześnie, np. dostęp do korekt RTK i RTN. Ale jeśli chcemy zamówić kilka usług jednego typu (na przykład trzy usługi RTN dla naszych trzech odbiorników), musimy przesłać kilka oddzielnych wniosków.

Jeśli wniosek wyślemy tradycyjną pocztą, może to niestety trochę potrwać (o ile nasz list, odpukać, gdzieś nie zginie). Sposobem na przyspieszenie formalności jest internet, ale będziemy do tego celu potrzebowali albo podpisu elektronicznego, albo tzw. bezpiecznego podpisu elektronicznego, albo profilu ePUAP (od niedawna można go zdobyć nawet na poczcie czy w banku).

Gdy wniosek dotrze do CODGiK-u, ten go zarejestruje i powiadomi nas o tym fakcie e-mailem. Wtedy przychodzi kolej na opłatę. Nim zapłacimy, musimy otrzymać Dokument Obliczenia Opłaty (DOO). Jeśli zamówienie wysłaliśmy drogą elektroniczną, w ten sam sposób otrzymamy DOO. Jeśli skorzystaliśmy z usług poczty, nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na listonosza. Gdy dotrze, przelewamy kwotę obliczoną przez CODGiK w DOO na odpowiednie konto. Ale uwaga! Zgodnie ze znowelizowanym Prawem geodezyjnym i kartograficznym opłata za realizację jednego wniosku wynosi nie mniej niż 30 zł! Tak więc jeśli zamówimy np. tygodniowy dostęp do NAWGEO, to zapłacimy nie 25,20, ale 30 zł!

Po zaksięgowaniu zapłaty nasze konto zostaje aktywowane i wreszcie możemy korzystać z ASG-EUPOS. Jako potwierdzenie zakończenia tej biurokratycznej procedury otrzymamy dokument licencji. Podobnie jak w poprzednich krokach, zostanie on wysłany albo pocztą tradycyjną, albo drogą elektroniczną. Co istotne, by zabrać się za pomiary, wcale nie musimy czekać na otrzymanie licencji. W przypadku zamawiania usług POZGEO i POZGEO D (nie dotyczy abonamentu) dane otrzymamy albo na elektronicznym nośniku, albo – co chyba wygodniejsze i szybsze – za pomocą usług sieciowych, czyli przez internet.

Kto za darmo, komu zniżkę

Nowelizacja Prawa geodezyjnego i kartograficznego w niektórych przypadkach przewiduje darmowe udostępnianie danych z zasobu geodezyjnego. Mogą na to liczyć instytucje chcące korzystać z tych danych w celach edukacyjnych (a więc np. uczelnie i szkoły) i badawczo-rozwojowych (m.in. jednostki naukowe), a także służby specjalne. Do listy tej dopisano jeszcze podmioty realizujące prace geodezyjne zamawiane przez administrację geodezyjną i kartograficzną.

Wszystkie te zwolnienia dotyczą również ASG-EUPOS, ale niestety w bardzo ograniczonym zakresie. W wymienionych wyżej sytuacjach bez opłat można bowiem korzystać wyłącznie z POZGEO oraz POZGEO D (ale nie w abonamencie). By skorzystać ze zwolnienia, należy w odpowiednim formularzu zaznaczyć, ze jesteśmy do tego uprawnieni. Po szczegóły dotyczące formalności w tej kwestii odsyłamy na stronę ASG-EUPOS.

Przypomnijmy, że oprócz całkowitego zwolnienia można załapać się jeszcze na kilka zniżek. Ale tu znów, dotyczy to tylko POZGEO i POZGEO D. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, przy zakupie danych dla większej liczby punktów lub stacji referencyjnych albo przy dłuższym okresie obserwacji cena jednostkowa spada nawet kilkukrotnie. Ponadto o połowę mniej zapłacą wykonawcy prac geodezyjnych i kartograficznych podlegających obowiązkowemu zgłoszeniu do zasobu. Z kolei w przypadku nabycia danych na cele szkoleniowe zniżka wynosi 20%. A co z najpopularniejszą usługą NAWGEO? Tu niestety nie przewidziano ani żadnych zniżek, ani zwolnień z opłat.

Jeśli nie ASG-EUPOS, to co?

Po 12 lipca warto się zastanowić, czy w ogóle korzystać z ASG-EUPOS. I wcale nie chodzi tu o przerzucenie się na pion i węgielnicę. W ostatnich miesiącach jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne prywatne stacje referencyjne, a nawet ich sieci.

Najbardziej rozbudowana jest TPI NETpro, która swoim zasięgiem obejmuje już cały kraj, a do tego – w przeciwieństwie do ASG-EUPOS – oferuje pełne pokrycie korektami GPS+GLONASS. Teoretycznie sieć ta przeznaczona jest wyłącznie dla klientów firmy TPI. Roczny abonament kosztuje 1,8 tys. zł. Ale przynajmniej do końca lipca w sieci mogą się rejestrować również inni użytkownicy, choć muszą za to zapłacić 2,2 tys. zł/rok.

Stacje referencyjne sieci TPI NETPro

Firma Leica Geosytems ma z kolei sieć SmartNet Polska (jej częścią będzie sieć budowana na południu Polski przez firmę Nadowski). Na razie obejmuje ona przede wszystkim województwa pomorskie i łódzkie, ale docelowo będzie można z niej korzystać w całym kraju. Poza Pomorzem dostęp do niej jest darmowy, choć wkrótce sieć ma stać się płatna.

Stacje referencyjne sieci Smart Net Polska

Użytkownicy z województw zachodniopomorskiego, świętokrzyskiego i śląskiego mają do dyspozycji sieć VRSnet firmy Trimtech. Na razie można z niej korzystać za darmo. Podobnie jak w przypadku Leica SmartNet, właściciel ma w planach objęcie korektami całego kraju.

Stacje referencyjne sieci VRSnet

W budowie jest sieć NadowskiNET, która już w sierpniu ma być dostępna w województwach śląskim, opolskim, małopolskim, podkarpackim i świętokrzyskim. Początkowo korzystanie z tego rozwiązania będzie darmowe. Na przełomie tego i przyszłego roku stanie się natomiast płatne.

Stacje referencyjne sieci NadowskiNET

Wspomnijmy także o Małopolskim Systemie Pozycjonowania Precyzyjnego, którego właścicielem jest Urząd Marszałkowski w Krakowie. Rozwiązanie to jest całkowicie bezpłatne i na razie nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Jest to o tyle dziwne, że MSPP dzieli stacje referencyjne z ASG-EUPOS. Tak więc przez system małopolski korzystamy z korekt za darmo, gdy te same korekty pobieramy przez ASG-EUPOS, musimy za nie płacić.

Stacje referencyjne sieci MSPP

Pojedyncze stacje referencyjne mają ponadto niektórzy dystrybutorzy sprzętu pomiarowego, a także firmy geodezyjne. Warto się więc podpytać tu i ówdzie, na jakich warunkach można by się do nich podłączyć. Pewnym wyjściem jest także zakup własnej stacji, ale to już koszt rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, a więc opłaci się to tylko większym podmiotom.